Urodził się w Strasburgu, w 1858 r i jako niespełna sześciolatek traci oboje rodziców. Karolem i młodszą siostrą Marią opiekuje się dziadek. Rozpieszczany przez bliskich lecz bardzo zdolny, po maturze, wzorem przodków, wybiera karierę wojskową. Mimo młodzieńczych wybryków, obdarzony wieloma talentami, kończy elitarną Akademię Wojskową w Saint-Cyr, jako podporucznik.
Zauroczony cyganerią i modną agnostyką, odchodzi od Boga. Prowadzi beztroskie, wystawne życie, i tak ten czas wspomina: ” W ciągu 2 lat żyłem niczemu nie przecząc, i w nic nie wierząc”.
W 1880 r, jego pułk zostaje skierowany do do Afryki. Urzekło go jej piękno ale odkrywa Boga muzułmanów, którzy na głos trąbki muezina, rozwijali swój mały dywanik, nie bacząc na otoczenie, zastygali w głębokim pokłonie. Doskonali język arabski i hebrajski. Organizuje wyprawę do Maroka, która zaważyła na jego życiu wewnętrznym, gdy jako dziecko pałaców znalazł się wśród dołów społecznych. Przebrany za Żyda, a Żydami gardzili zarówno Arabowie, jak Francuzi, przemierza ten piękny kraj. Owocem wyprawy jest „Rekonesans po Maroku”. Po rocznej podróży osiada w Paryżu. Utrzymuje bliskie relacje z rodziną, szczególnie z ciotką i kuzynką Marią de Bondy. Ich wszechstronna wiedza, inteligencja połączona z głęboką wiarą intryguje na tyle, że wchodzi do kościołów modląc się słowami: „Mój Boże, jeżeli istniejesz, daj mi się poznać”.
Nowa karta jego życia zaczyna się w kościele św. Augusta. 28-letni Karol, przystępuje do Sakramentu Pojednania i przyjmuje Eucharystię z rąk ks Huvelina, który zostaje jego przewodnikiem duchowym.
Po 3 latach rekolekcji i czytania Pisma wybiera zakon trapistów, jako brat Alberyk, gdzie pierwsze w Ardenach a potem w Syrii przebywa 7 lat.
Za zgodą ojca generała zakonu trapistów, zwolniony ze ślubów i wyjeżdża do Nazaretu. Mieszka w szopie na narzędzia, u sióstr klarysek, posługując, modląc się i adorując Najświętszy Sakrament. Jednocześnie pisze regułę dla wymarzonego zgromadzenia, które pragnie założyć, „Małych braci Jezusa”
i żyć życiem „Nazaretu”. Pragnie ewangelizować nie słowem, odosobnieniem, strojem zakonnym, a życiem wśród najuboższych, otwartymi drzwiami dla każdego.
To był pomysł, jak na tamte czasy, rewolucyjny.